Zapytałam Julię, czy byłaby chętna zerwać się ze mną o piątej nad ranem, aby zrobić pierwsze ujęcia tuż po pojawieniu się jasnej kuli na horyzoncie. Uprzedziłam ją, że to pierwszy taki eksperyment i sama nie wiem, jakich efektów mogę się spodziewać. Światło jest nieco inne o poranku. Powiedziałabym, że bardziej kontrastowe, gdy przeważające cienie współgrają z wyłaniającą się jasnością. Niezwykłe widowisko blasku i kolorów... trwające zbyt krótko! : )
Po tej pierwszej wyprawie z Juliette wiem, że powinnyśmy wstać jeszcze wcześniej. Przybyłyśmy na miejsce zdjęć prawie równo ze wschodem słońca, ale kilka minut zajęło nam przygotowanie się i mocne czerwienie zaczęły zanikać. Wybranie pola było naprawdę dobrym pomysłem, jednak nadal linia drzew na horyzoncie odcinała nas od czystego nieba i spektaklu barw. Jest to lekcja na przyszłość, aby przeczesać kolejne tereny, które jeszcze lepiej sprawdzą się w tego typu fotografii.
Pomimo tych niedogodności i utrudnień, cieszę się, że zrealizowałam swój kolejny cel fotograficzny. Udało nam się uchwycić kilka nastrojowych momentów, a Julia okazała się niezwykle cierpliwą i dzielną modelką! Stojąc po kostki w oszronionym polu, słuchała moich pomysłów i konsekwentnie je realizowała, często dodając coś od siebie. To był wspaniały początek dnia, a przerwa na gorącą kawę wynagrodziła wszystko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz